“Cup of coffee”
Gawroński jest, obok C. H. District, Dead Factory i wcześniejszych działań Wojciecha Kucharczyka (m. in. Mołr Drammaz), jednym z kilku reprezentantów sceny muzyki stricte elektronicznej w Górnośląskim Okręgu Przemysłowym. Jego zeszłoroczny, wydany w netlabelu PHATT album wydaje się być najbardziej przystępną propozycją spośród wyżej wymienionych, co nie znaczy, że artystycznie gorszą.
Emocje – to kluczowa sprawa dla albumu, która nosi tytuł Cup of coffee. Muzyka, która znalazła się na tej płycie niewiele ma wspólnego z dokonaniami takich twórców jak Autechre, którzy od kilku dobrych lat badają granice wytrzymałości słuchaczy, granice dźwięku i sztuki. Muzyka Isotope wydaje się być ilustracją jego emocji i przeżyć, próbą uchwycenia chwili, dźwiękową fotografią. Na ten trop nakierowują też tytuły utworów: Walking, Run, Cup of coffee, Forrest Scene – to czynności, przedmioty i miejsca, które znamy, wykonujemy i odwiedzamy wszyscy.
Gdzie spaceruje Gawroński? Najwyraźniej lubi przyrodę, bo takie skojarzenia przywołuje pierwszy utwór (Walking) znajdujący się na Cup off coffee – mówię tu o dzwoniących w tle dźwiękach, które kojarzą się z wodą, lasem, naturą. Musi też lubieć noc, bo pochód basu i cyfrowe szmery uwidaczniają słuchaczowi mroczne barwy i albo szybko przemykające światła samochodów, albo dochodzące gdzieś z oddali dźwięki miasta po zmroku, a może wszystko naraz w połączeniu z szemrzącym w krzaku świerszczem? Dalej dowiadujemy się też, że tytułowa filiżanka kawy kojarzy się muzykowi z sennością, przebudzaniem się, dochodzeniem do siebie, próbami dosłyszenia newsów nt. świata z audycji radiowej, nadzieją na dobre rozpoczęcie kolejnego dnia. Te odczucia wywołują zdelayowane wokale z początku i końca utworu (może to nie audycja radiowa, a reszta snu lub wspomnień poprzedniego dnia?), znowu bas i klimatyczny bit złożony z hi-hata, kilku klików i pojedynczych uderzeń stopy, repetycje brzmień i partie fortepianu. Dalej mamy najbardziej klubowe Run, z klubowym bitem, ‘kręcącymi się wokół siebie’ brzmieniami – falami dźwiękowymi o różnej długości i tonacji oraz pojedyncze frazy fortepianu. Praktycznie każdy utwór z debiutu Isotope zawiera w sobie element przyciągający uwagę, wciągający w swój świat. Być może tylko Folk z samplem sitara brzmi nieco sztampowo, ale już po kilku przesłuchaniach całkiem sprawnie komponuje się z resztą płyty.
Muzyka zawarta na Cup of coffee jest bardzo przystępna, niezwykle emocjonalna, błoga, przestrzenna. Idąc wspomnianym wcześniej tropem tytułów – odwołuje się do znanych wszystkim czynności, a z drugiej strony w kilku miejscach operuje klubowym bitem, dlatego powinna trafić zarówno do pijącego poranną kawę dziadka, uprawiającego jogging ojca i bawiącej się w klubie córki. Nie oznacza to jednak, że to ‘muzyka dla każdego i do niczego’, są w niej zawarte podskórne nerwy i osobista opowieść – niezwykle cenna wartość w muzyce elektronicznej, gdzie bardzo łatwo wpaść w pułapkę formalnych zabaw post-produkcją, gdy nakładanie kolejnych filtrów, zamiast przekazywania emocji, staje się celem w samym w sobie.
Patrząc na sprawę idealistycznie, przed Isotope świetlana przyszłość, wkrótce zagra na Sonar Festival w Barcelonie i na głównej scenie Roskilde w Danii. Rzeczywistość jest jednak inna – póki co gra house i okolice w katowickim Archibarze, a jego muzykę mogą Państwo pobrać za darmo ze strony Phatt Sounds – Electronic Music Community pod tym linkiem (numer katalogowy Phatt031). Miejmy nadzieję, że niezrażony pierwszymi podejściami do rozwoju własnej kariery muzycznej już wkrótce zaistnieje szerzej, niekoniecznie na festiwalu, niekoniecznie w klubie, byleby jego dźwięki dotarły do jak największej ilości osób. Muzyka zawarta na Cup of coffee udowadnia, że zasługuje na to z nawiązką.
Łukasz Folda, kwiecień 2010